Quantcast
Channel: Lacquer-maniacs - kosmetyki blog - opinie o kosmetykach
Viewing all 224 articles
Browse latest View live

Korektor Kobo Modeling Illuminator with Tens' up - modelujący korektor rozświetlający do twarzy

$
0
0
Poszukiwania korektora idealnego przywiodły mnie do szafy marki Kobo w Drogerii Natura. Akurat kończył mi się korektor Bourjois Healthy Mix, którego swoją drogą bardzo polubiłam (tu recenzja), a nigdzie nie było na niego promocji. W poście, w którym recenzowałam wspominany produkt, narzekałam na nieco zbyt ciemny i żółtawy odcień kosmetyku, stąd nie byłam też do końca przekonana do powrotu do niego. Potrzebowałam, więc czegoś nowego, aby zatuszować cienie pod oczami oraz okoliczne wypryski na twarzy. Akurat w szafie Kobo były promocje... I akurat objęte przeceną był m.in. korektor Modelling Illuminator Tens'up, czyli modelujący korektor rozświetlający do twarzy.

Korektor Kobo Modeling Illuminator with Tens' up - modelujący korektor rozświetlający do twarzy


STANDARDOWE OPAKOWANIE
Produkt zamknięty jest w zgrabnej, 7ml, podłużnej buteleczce charakterystycznej dla większości korektorów o konsystencji płynnej. Część, w której schowany jest korektor jest przezroczysta co pozwala na kontrolowanie ilości pozostałego kosmetyku. Cały design utrzymany jest w czarnych barwach - czarna jest tu bowiem zakrętka oraz napisy informujące o kosmetyku. Po odkręceniu zakrętki, wydobywamy z opakowania długi aplikator zakończony skośnie ściętą gąbeczką, którym dość wygodnie nakłada się kosmetyk.

Korektor Kobo Modeling Illuminator with Tens' up - modelujący korektor rozświetlający do twarzy


AKSAMITNA KONSYSTENCJA
Korektor Kobo zdecydowanie należy do korektorów o konsystencji płynnej. Wyjmując aplikator z opakowania, jest na nim dokładnie tyle produktu ile potrzebne jest do aplikacji strefy pod jednym okiem (tak zwanego trójkątu).
Kosmetyk jest lekko mokry, nie zastyga od razu, dzięki czemu można spokojnie wklepać go w okolice oczu. Kolejnym atutem jest brak wchodzenia w zmarszczki.

KOLOR i ZAPACH
Dostępne są dwa odcienie korektora Modelling Illuminator: 101 oraz nieco ciemniejszy 102. Z racji tego, iż należę do tzw. bladziochów, wybrałam numer 101. I rzeczywiście w tym przypadku barwa kosmetyku jest naprawdę jasna i, co zauważyłam z niemałą satysfakcją, dopasowana do mojej karnacji. Jeśli chodzi o zapach, jest wyczuwalny, ale bardzo delikatny. Nie powinien, więc drażnić nozdrzy nawet największego wrażliwca.

Korektor Kobo Modeling Illuminator with Tens' up - modelujący korektor rozświetlający do twarzy

Korektor Kobo Modeling Illuminator with Tens' up - modelujący korektor rozświetlający do twarzy

DZIAŁANIE I TRWAŁOŚĆ NA 5
Przyszła kolej na chyba najważniejszy punkt recenzji, czyli działanie Modelling Illuminator. Cienie pod oczami mam, choć może nie tak bardzo widoczne jak niektóre kobiety. Mój obszar pod oczami zazwyczaj jest nieco różowo-fioletowy, zwłaszcza po stronie wewnętrznej. Widać na nim również drobne naczynka. Po aplikacji korektora i wklepaniu go w skórę, kosmetyk praktycznie w całości pokrywa to, co chciałabym ukryć. Następnie nakładam na niego podkład, ostatnią warstwą jest puder. Tak sporządzony makijaż wraz z użyciem korektora Kobo Modelling Illuminator gwarantuje mi cały dzień bez cieni i widocznych naczynek. Oczywiście w miarę upływu czasu, warstwy te trochę się ścierają, ale nieznacznie. Podsumowując, stopień krycia korektora oraz jego trwałość, określam jako bardzo dobry. Nie zauważyłam również wpływu korektora na moją skórę, tj. absolutnie mnie nie wysuszył wbrew niektórym opiniom na wizażu.
Poniżej znajdziecie zdjęcia przed nałożeniem korektora i po. Zdjęcia robione były w weekend, czyli w dniach, w których mogę trochę się wyspać. Cienie i naczynka nie są, więc tak widoczne jak w dniach powszednich, kiedy często jestem niewyspana.

Korektor Kobo Modeling Illuminator with Tens' up - modelujący korektor rozświetlający do twarzy
Bez korektora

Korektor Kobo Modeling Illuminator with Tens' up - modelujący korektor rozświetlający do twarzy
Z korektorem
Korektor Kobo Modeling Illuminator with Tens' up - modelujący korektor rozświetlający do twarzy
















































DOSTĘPNOŚĆ I CENA

 Markę Kobo znajdziecie w Drogeriach Natura. Cena korektora wynosi ok. 17 zł, nie jest to więc dużo. Za niecałe 20zł (miejcie oczy szeroko otwarte na liczne promocje!) otrzymujemy, więc naprawdę dobry kosmetyk.

Dajcie znać czy miałyście okazję używać korektora Kobo Modeling Illuminator!

Wiosenne nowości Yves Rocher

$
0
0
W minionym tygodniu pod moje drzwi zawitała paczka od Yves Rocher. A w niej mnóstwo interesujących nowości. Dziś przychodzę z postem, w którym pokazuję Wam co w najbliższym czasie będę testować :) Opisy produktów pochodzą z www.yves-rocher.pl




Odżywcze mleczko do ciała 3w1 z owsem

 
Produkt do pielęgnacji bardzo suchej skóry, której brakuje odżywienia i jest szorstka w dotyku. Pielęgnacja 3 w 1, wzbogacona w wyciąg z owsa, aby odżywiać, wygładzać i łagodzić bardzo suchą skórę. Ekotuba zawiera 25% mniej plastiku w stosunku do poprzednich - jeszcze bardziej przyjazna dla środowiska.
Skóra jest długotrwale odżywiona, wygładzona i złagodzona, uczucie ściągnięcia znika. Formuła bogatego kremu przywraca skórze komfort i czyni ją miękką. Skóra jest odżywiona, wygładzona i złagodzona.
W składzie kosmetyku znajduje się owies z ekologicznych upraw. Formuła zawiera ponad 94% składników pochodzenia naturalnego. Bez olejów mineralnych, bez parabenów. Formuła testowana dermatologicznie.

Cena: 34,90zł/150ml (obecnie 23,90zł na stronie)

Odżywczy olejek pod prysznic z owsem



Odżywczy olejek pod prysznic nawilża ciało. To produkt dla osób ceniących sobie czas oraz kompleksowe działanie. Idealny dla bardzo suchej skóry, której brakuje odżywienia. Po prysznicu, skóra jest satynowa i intensywnie odżywiona. Konsystencja otulającego olejku w kontakcie z wodą zamienia się w mleczną, nie pozostawiającą tłustego filmu. Nie ma konieczności smarowania się po kąpieli. Wystarczy użyć produktu pod prysznicem, spłukać, osuszyć ciało i ubrać się!
W składzie kosmetyku znajduje się owies z ekologicznych upraw. Formuła zawiera ponad 98% składników pochodzenia naturalnego. Bez olejów mineralnych, bez parabenów. Formuła testowana dermatologicznie.

Cena: 34,90zł/200ml (obecnie 23,90zł na stronie)

Dwufazowy odżywczy olejek do skóry suchej z owsem
 

Dwufazowy odżywczy olejek do ciała z wyciągiem z owsa to produkt do pielęgnacji dla osób posiadających skórę bardzo suchą, której brakuje odzywienia oraz blasku. Dodatkową wartość stanowi ekologiczne opakowanie olejku - flakon nadaje się do recyklingu, zawiera plastik pochodzący z recyklingu. Intensywnie odżywiona i aksamitna, jednym gestem skóra odzyskuje komfort i blask. Konsystencja pół olejku, pół wody, czyni skórę satynową nie pozostawiając na niej tłustego filmu.
Formuła testowana dermatologicznie. Zawiera ponad 99% składników pochodzenia naturalnego w tym owies z ekologicznych upraw. Bez olejów mineralnych, bez parabenów.

Cena: 34,90zł/100ml (obecnie 17,90zł na stronie)

 Żel pod prysznic liście werbeny



Na nowo odkryj pod prysznicem cytrynową świeżość Werbeny. Żel pod prysznic wzbogacony w aloes bio sprawi, że Twoja skóra będzie miękka i delikatnie pachnąca. Formuła zawiera 97% składników pochodzenia naturalnego. Bez barwników, bez parabenów.

Cena: 19,90zł/200ml

 Peeling roślinny do ciała z pudrem z pestek moreli
 

Kosmetyk peelinguje ciało usuwając martwe komórki, wygładza powierzchnię skóry i przygotowuje ją do dalszej pielęgnacji. Powierzchnia skory jest wygładzona, skora jest gładka w dotyku. Apetyczna formuła wzbogacona w puder z pestek moreli peelinguje skórę nie podrażniając jej. Efekt nowej skóry! Drobinki peelingujące w 100% roślinne - puder z pestek moreli pochodzący z basenu morza Śródziemnego. Formuła zawiera ponad 92% składników pochodzenia naturalnego. Bez parabenów.

Cena: 32,90zł/150ml (obecnie 18,90zł na stronie)

 Nawilżająca mgiełka do ciała z wyciągiem z aloesu


Nawilżająca mgiełka do ciała to produkt do pielęgnacji suchej, odwodnionej i szorstkiej w dotyku skóry. Dzięki aloesowi, mgiełka intensywnie nawilża skórę normalną i suchą. Praktyczne opakowanie - spray z pompką pozwala na wygodne korzystanie z kosmetyku. Skóra jest aksamitna i nawilżona. Lekka i świeża mgiełka sprawia, że skóra odzyskuje miękkość i elastyczność. Formuła testowana dermatologicznie. Bez olejów mineralnych, bez parabenów.

Cena: 24,90zł/100ml (obecnie 16,90zł na stronie)


Woda perfumowana Secrets d'essences Rose Oud
 

Unikalny i wyjątkowy zapach, który pozwala wyrazić swoją indywidualność. Dla kobiet lubiących zmysłowe, intensywne i silne nuty. Zapach ten to zaproszenie do podróży. Rose Oud celebruje mityczną istotę Orientu jaką jest drzewo agarowe o niezrównanej mocy. Zapach jednocześnie drzewny, skórzany i tajemniczy. Aby je okiełznać, kreatorka zapachy, Annick Menardo, połączyła je z różą damasceńską. Czarująca i kobieca, otula drzewo agarowe zmysłową pieszczotą. Dwie siły, które się przyciągają, jedna mroczna, druga promienna. Razem tworzą wyjątkową kwintesencję zmysłowości. Ambrowe nuty żywicy labdanum łączą się z ostrymi akordami kminku stanowiąc dopełnienie i wnosząc do zapachu otulające ciepło. Emblematyczny flakon oraz opakowanie są ozdobione głębokim, ciemnym fioletem i złotem dla podkreślenia zmysłowości i wyjątkowości Rose Oud. Skórzane i zmysłowe nuty drzewa agarowego kontrastują z wyjątkowo intrygującą i kobiecą różą damasceńską, tworząc unikalną alchemię, kwintesencję zmysłowości. Olejek eteryczny z róży damasceńskiej: Róża damasceńska, bogata i wykwintna, jest zarówno pikantna, owocowa i ziołowa. Jej wielobarwna i promienna kobiecość z rozmachem wnosi do zapachu świeżość i blask. Olejek eteryczny z drzewa agarowego: Drzewo agarowe odkrywa nuty drzewne, żywiczne, balsamiczne, ciepłe i drapieżne.
Jego mocno zarysowane i silnie uzależniające akcenty wnoszą do zapachu bogaty i tajemniczy wymiar.

Cena: 189zł/50ml (obecnie 115zł na stronie)



Zaciekawiło Was coś? :)

Jajeczko EOS Blueberry Acai

$
0
0
Jajeczka EOS, czyli Evolution of Smooth podbiły serca wielu z nas swoim wyglądem. Chyba nie ma wśród nas jednej kobiety, która nie poczułaby się zainteresowana tym produktem od pierwszej chwili, gdy go ujrzała. A wszystko to przez jego designerski i jednocześnie uroczy wygląd oraz delikatne, pastelowe kolory opakowań kryjących w sobie balsam do ust o różnorodnych smakach. Ja wybrałam Blueberry Acai, a Ty?:)

Jajeczko Eos Blueberry Acai



Producent przedstawia wszystkie balsamy EOS jako w 95% organiczne i w 100% pochodzące z naturalnych składników. Balsamy pozbawione są glutenu, parabenów, ftalanów oraz wazeliny. Zawierają natomiast witaminę E, masło shea i olejek jojoba, które odpowiadają za miękkość, gładkość i nawilżenie ust. Evolution of Smooth reklamuje swoje balsamy jako uwielbiane przez wiele gwiazd, takich jak Miley Cyrus czy Kim Kardashian. Produkt zdobył też podobno uznanie panów takich jak: Kellan Lutz (znany z m.in. "Zmierzchu") i Ed Westwick (tak, to do niego wzdychała część z nas podczas oglądania kolejnych odcinków "Gossip Girl").


OPAKOWANIE, CZYLI TO, CO SKRADŁO NASZE SERCA
Dość małe, kompaktowe, okrągłe, da się je schować dosłownie wszędzie. Otwiera się je poprzez przekręcenie, a w środku widoczny jest owalny balsam. Nie wiem z jakiego tworzywa wykonane jest jajeczko, podejrzewam, że może to być jakaś odmiana plastiku. W każdym razie, możecie być pewne, że przy nieumyślnym upuszczeniu jajka, czy szybkim wrzuceniu do torby, nie otworzy się, a samo opakowanie nie pęknie. Przy czym, aby dostać się do balsamu absolutnie nie potrzeba nadludzkiej siły do otworzenia wieczka.
W każdym razie ja opakowaniem jestem wprost oczarowana i w pierwszym momencie, gdy ujrzałam gdzieś te balsamy zakochałam się w nich! Po prostu sama słodycz :) I do tego te różne, śliczne kolory... Za każdym razem, gdy widziałam je na fotografiach na blogach, Instagramie czy też FB po cichu wzdychałam do nich, ale wiedziałam, że póki nie zużyję choć trochę ustnych zapasów, nie powinnam kupować kolejnego balsamu. Czas minął, trochę udało się zużyć i wreszcie jedno z jajeczek mogło trafić w moje ręce, a ja zachwycam się jego słodkim widokiem :)

Jajeczko Eos Blueberry Acai

Jajeczko Eos Blueberry Acai
 
ZAPACH
Moja wersja to Blueberry Acai, czyli Jagody Acai. Zarówno zapach jak i sam smak są bardzo słodkie. Reklamowany przez producenta jako zapach egzotyki, mi lekko przypomina zapach i smak kosmetyków winogronowych. Myślę, że woń przypadnie do gustu każdemu - jest subtelna i absolutnie nienachalna. 

KONSYSTENCJA i DZIAŁANIE
Sam balsam w zetknięciu z ustami jest bardzo aksamitny, lekki i gładko sunie po powierzchni warg. Jego konsystencja jest zbita, przy czym bardzo delikatna
Niestety tutaj zachwytów już koniec, bowiem w tym momencie potwierdzę zdanie wielu dziewczyn - balsam nie jest produktem dla osób, które mają poważniejsze problemy z ustami jak przesuszenie czy pękanie. EOS owszem nawilża, ale jest to nawilżenie krótkotrwałe i ja tak naprawdę po 30 minutach musiałabym nakładać już kolejną warstwę, jeśli oczywiście bym jej potrzebowała. Na szczęście obecnie moje wargi nie przesyłają mi sygnału SOS, więc spokojnie mogę się rozkoszować smakiem, zapachem i wyglądem jajeczka. Jednak, gdyby moje usta były w złej kondycji, zdecydowanie nie wybrałabym EOSa, bo nie jest to produkt od regeneracji.

Jajeczko Eos Blueberry Acai
  
WYDAJNOŚĆ
Jajko EOS używam od jakiegoś miesiąca, praktycznie codziennie. Dziennie sięgam po niego może ze 4 razy. Nie zauważyłam zbyt dużego ubytku produktu.

 
DOSTĘPNOŚĆ I CENA
Blueberry Acai dostałam w sklepie internetowymPerfumy-Perfumeria.pl. Niestety teraz ta wersja zapachowa jest niedostępna (KLIK), natomiast są dwie inne: Pomegranate Raspberry i Blackberry Nectar (KLIK).
Za jedno jajeczko zapłacimy około 25zł.

 Miałyście okazję używać jajeczek EOS? Co o nich sądzicie? Macie swoją ulubioną wersję?

Buziaki :)
 

Bourjois Paris Rouge Edition Velvet, Don't Pink Of It nr 10

$
0
0
Szminki, błyszczyki i inne rozmaite mazidła do ust to kosmetyki, których w kobiecej kosmetyczce nigdy nie jest wiele. Nie wiem jak Wy, ale nawet jeśli wydawałoby się, że posiadam już odcień np. brudnego różu, zawsze, ale to zawsze oglądając inną, podobną szminkę w sklepie, wydaje mi się, że takiego odcienia to ja nie mam! Podobnie zresztą bywało kiedyś z lakierami do paznokci. I całe szczęście, że maniactwo lakierowe nie przeniosło się w opętanie naustne, inaczej zapewne miałabym już pokaźną kolekcję szminek...
Od czasu do czasu jednak moja silna wola okazuje się jednak słaba ;) i pozwalam sobie na chwilę zapomnienia, decydując się na nową sztukę.
Tym razem zdecydowałam się na pozycję chwaloną w blogosferze chyba już od roku, a mianowicie matową szminkę Bourjois Paris Rouge Edition Velvet o numerze 10, czyli Don't Pink Of It.

Ale zanim zacznę wychwalać i opowiadać skąd produkt, gorąco chciałabym Wam zarekomendować sklep Perumy-Perfumeria.pl, który na Dzień Kobiet przygotował pewną akcję. W terminie od 1 do 8 marca ich produkty będzie można kupić z rabatem 5%. Co wyróżnia mnie i moje kochane czytelniczki w tej akcji? A to, że rabat ten dla "zwykłych" klientów perfumerii jest dostępny jedynie po przekroczeniu progu 100zł w zamówieniu. My jednak otrzymujemy ten rabat z automatu, niezależnie od tego co i za ile kupimy. Z ręką na sercu mogę napisać, że perfumeria jest godna zaufania :) Aby przejść na ich stronę, kilknijcie w banner.

KOD: DK2016B

http://www.perfumy-perfumeria.pl/Moc-piekna-na-Dzien-Kobiet-cinfo-pol-141.html


Pomadki Rouge Edition Velvet producent opisuje jako matowe o lekkiej i przyjemnej w nakładaniu formule, której nie czuć na ustach. Mówi także o 24-godzinnej trwałości (co już z automatu można oczywiście włożyć między bajki) i o formule, która tuż po aplikacji sprawia wrażenie lakieru do ust, ale po chwili zmienia się w matową, jedwabiście gładką, lekką teksturę, która wygląda glamour i sexy. A co sądzę ja?

Bourjois Paris Rouge Edition Velvet, Don't Pink Of It nr 10


Opakowanie pomadki utrzymane jest w konwencji brudno różowo-czarnej. W miejscu, gdzie mieści się szminka, buteleczka jest przezroczysta, co pozwala na kontrolowanie ilości kosmetyku. Opakowanie zakończone jest zakrętką zamykaną na "klik", co automatycznie uspokoić może największe panikary, które wyobrażają sobie zawartość pomadki wylaną w torbie ;) W środku buteleczki znajduje się skośnie ścięty aplikator, który ułatwia bardziej precyzyjnie nałożyć kosmetyk na usta.
Niestety, po wyjęciu aplikatora, za każdym razem od razu moje nozdrza zauważają zapach szminki, który jest w mojej opinii nieprzyjemny, bardzo chemiczny i nie zachęca do nałożenia na usta. Jednak po tym niemiłym wrażeniu, na szczęście widzę już same superlatywy...

Bourjois Paris Rouge Edition Velvet, Don't Pink Of It nr 10

Bourjois Paris Rouge Edition Velvet, Don't Pink Of It nr 10

Najpierw kolor, bo przecież głównie ze względu na niego decydujemy się sięgnąć na sklepową półkę i wrzucić do koszyka naszego wybrańca. Don't Pink Of It to jak głosi nazwa - róż. Jasny, ale nieco przygaszony i brudny. Wierzcie mi lub nie, ale ja NAPRAWDĘ jeszcze nie miałam przyjemności posiadać odcienia brudnego różu takiego jak ten. Zapewne na mój pogląd wpływ ma to, iż róż ten brudny jest jaśniejszy od jakichkolwiek tego typu szminek. A! Jednak miałam rację, że takiego koloru to ja jednak nie mam ;)

Sama konsystencja kosmetyku rzeczywiście jest bardzo aksamitna, kremowa i lekka. Chwilę po nałożeniu na usta zastyga i dla postronnego obserwatora rzeczywiście wygląda jak matowa pomadka. Dla mnie jednak bardziej jest to satyna niż mat, co oczywiście w żaden sposób nie dyskwalifikuje Rouge Edition Velvet. Co jest dla mnie wielkim zaskoczeniem - nie czuję szminki na ustach! W przypadku większości matowych czy satynowych pomadek, zdecydowanie czułam, że coś na tych ustach jest. W tym przypadku zupełnie zapominam, iż pokryłam je dość cienką warstwą szminki. Właśnie - aby równomiernie nałożyć kosmetyk, bez jakichkolwiek prześwitów, wystarczy go dosłownie niewiele. A jak jest z wchodzeniem szminki w załamania? Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze miałam z tym problem, ponieważ moje usta naznaczone są licznymi rowkami. W przypadku tego reprezentanta marki Bourjois, moje usta stają się jakby bardziej jednolite i z całą pewnością mogę stwierdzić, iż pomadka usta optycznie wygładza

Bourjois Paris Rouge Edition Velvet, Don't Pink Of It nr 10

Bourjois Paris Rouge Edition Velvet, Don't Pink Of It nr 10

Jaki aspekt pozostał mi jeszcze do opisania? Trwałość! Z całą pewnością nie jest ona 24-godzinna, jak zapewnia producent, ale w istocie Don't Pink Of It trzyma się na ustach naprawdę długo! I z ręką na sercu powiem, że chyba najdłużej ze wszystkich szminek, które kiedykolwiek miałam. Swoją drogą muszę chyba porównać tę szminkę do matowej szminki NYX oraz być może kredek matowych Golden Rose i ich matowych szminek. Chcecie?
Ale wracając do tematu... Zwykle szminkę w tygodniu pracy nakładam przed wyjściem z domu, czyli ok. godziny 7:45. Po przyjściu do pracy mamy obowiązkowy punkt, czyli poranna kawa, jem coś dopiero 10-11. I wtedy kolor nieco traci na intensywności, ale nadal na ustach jest. Najczęściej dopiero 12 lub po muszę odświeżyć szminkę lub po prostu ją zetrzeć z uwagi na jej pozostałości na ustach. Ale tu też duże zaskoczenie - przy schodzeniu pomadki z ust, nie odnotowałam nieestetycznych zacieków czy wchodzenia w zagłębienia. Szminka po prostu schodzi równomiernie. Ciekawa jestem nawiasem mówiąc jak jest w przypadku tych mocniejszych kolorów - czerwieni czy fuksji.


Bourjois Paris Rouge Edition Velvet, Don't Pink Of It nr 10


I tak dochodzimy do momentu, kiedy należałoby wspomnieć o dostępności i cenie. Jeśli chodzi o cenę, bardzo polecam zaopatrzyć się w szminkę na stronie Perfumy-Perfumeria.pl , bowiem tu cena regularna jest niższa i nie musicie specjalnie czekać na większe kosmetyczne promocje w drogeriach sieciowych. Cena Don't Pink Of It to 28,10zł - KLIK.

Podsumowując, jestem zarówno kolorem jak i konsystencją, wyglądem szminki na ustach, jej zachowaniem w miarę jej noszenia wręcz za-chwy-co-na! I przyznam szczerze, że nie wiem jak mogłam być tak głupia ignorując wszelkie ochy i achy na temat tej serii, które przewinęły się przez blogosferę w nie tak dawnym czasie. Teraz już wiem, że nie warto czekać i po prostu tę szminkę, chociaż jedną, trzeba mieć! :)

Semilac, Sweet Pink 003

$
0
0
Niedziela teraz już dwa tygodnie temu, była ciepła, słoneczna i bardzo wiosenna. A ja poczułam w powietrzu, że powoli, powoli następuje koniec zimy i za chwilę cieszyć będziemy się tym charakterystycznym zapachem - wiosennego powietrza. Nie wiem jak Wy, ale w takie dni jak tamten (i właściwie miniona niedziela), chce mi się więcej niż zazwyczaj, chce mi się żyć! A w głowie pojawia się chęć na odstawienie ciemnych, szaro-burych i czarnych ubrań oraz wyrazistych kolorów na rzecz tych lekkich, jasnych pasteli. Pastele... Nieodłącznie kojarzą mi się z wiosną. Dlatego, aby tę wiosnę przywołać, na paznokciach wylądował jeden z najbardziej wiosennych kolorów marki Semilac - Sweet Pink.

Hybryda Semilac Sweet Pink 003
Sweet Pink nr 003, czyli słodki róż to kolor różowy w bardzo jasnej, wręcz lekko rozbielonej postaci. Przypomina mi shake truskawkowy, którego co prawda przygotowuję dopiero latem, kiedy pojawią się truskawki, ale jego barwa jest dla mnie o wiele bardziej wiosenna niż letnia.

Hybryda Semilac Sweet Pink 003

Hybryda Semilac Sweet Pink 003

To róż, który nazywamy zwykle różem cukierkowym. Pasuje zarówno brunetkom jak i blondynkom, a może zwłaszcza im? Nie od dziś bowiem wiadomo, że blondynkom najładniej jest w pastelowych kolorach, brunetkom zaś w tych bardziej wyrazistych.

Sweet Pink jest dobrze napigmentowany, a do całkowitego pokrycia wystarczą dwie, tradycyjne warstwy. Warto nadmienić w tym momencie, iż kolor ten trzymał się na moich paznokciach wyjątkowo długo (prawie 2 tygodnie, podczas gdy poprzednio żegnałam się z innymi dużo szybciej. Niewykluczone jednak, że spowodowane było to zbyt grubymi warstwami emalii), zupełnie jakby wyczuł, że jest mi z nim dobrze ;) Moją opinię o lakierach hybrydowych Semilac znacie, bowiem lakiery te w różnych odsłonach pojawiały się u mnie na blogu już wielokrotnie. W ostatnim czasie moja kolekcja znacznie się rozrosła, będziecie więc miały okazję patrzeć na nie częściej. Na końcu posta zostawię odnośniki do wpisów o innych kolorach, a teraz zapraszam Was na podziwianie :)

Hybryda Semilac Sweet Pink 003

Hybryda Semilac Sweet Pink 003

Hybryda Semilac Sweet Pink 003

Hybryda Semilac Sweet Pink 003

Hybryda Semilac Sweet Pink 003

Hybryda Semilac Sweet Pink 003

Hybryda Semilac Sweet Pink 003

Czy Wy też tęsknicie za pastelami i za wiosną? Macie w swojej kolekcji Sweet Pink 003?

Tangle Teezer Salon Elite i wersja kompaktowa - porównanie

$
0
0
Na pewno słyszałyście nie jeden raz o szczotkach Tangle Teezer. Były to chyba pierwsze szczotki do włosów, które zrobiły furorę w internetach. Teraz nieco o nich przycichło ze względu na pojawienie się kilku im podobnym, ale wciąż posiadają swoje zwolenniczki. Ja wersję Salon Elite mam już od dwóch lat jak nie dłużej. Służy mi zarówno w domu jak i podczas wyjazdów.To dzięki niej codziennie mam idealnie rozczesane kosmyki. Postanowiłam, więc zaopatrzyć się w wersję kompaktową, którą znacznie łatwiej gdziekolwiek przenieść, czy to w torbie podróżnej czy to w damskiej torebce. Ale... Czy wersja Salon Elite i kompaktowa to te same szczotki różniące się jedynie wielkością? Postanowiłam zrobić dla Was porównanie.


Tangle Teezer została zaprojektowana przez brytyjskiego fryzjera Shaun'a P. Producent zapewnia, że szczotka umożliwia szybkie rozpisanie zarówno mokrych jak i suchych włosów, bez ciągnięcia, wyrywania, łamania i elektryzowania włosów. Dodatkowo ma nadawać połysk. Wszystko to dzięki zastosowaniu innowacyjnego kształtu ząbków ze specjalnego, elastycznego tworzywa. Wersja kompaktowa ma różnić się od Salon Elite wielkością i ma być łatwiejsza w transportowaniu.
Jakie są moje odczucia? Czy te dwie wersje rzeczywiście różnią się tylko wielkością oraz tym, że wersja kompaktowa ma nakładkę na ząbki?


Salon Elite oraz wersja kompaktowa posiadają wiele wersji kolorystycznych. Nierzadko również spotkamy na nich ciekawe printy. 
Jeśli chodzi o wielkość, Salon Elite jest nieco większa od jej kompaktowego brata. Jest też nieco bardziej zaokrąglona. Niektórzy twierdzą, że przez jej wielkość, szczotka źle leży w dłoni, czego ja nie zauważyłam. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że przez jej opływowy kształt, trzyma się ją bardzo wygodnie. Natomiast wersja kompaktowa wydaje mi się nieco mniej wygodna - jest dla mnie po prostu zbyt mała, ale podejrzewam, że jest to kwestia przyzwyczajenia.


Którą wersją lepiej czesze mi się włosy? Zdecydowanie Salon Elite.Moje włosy są dość cienkie i niestety nie są tak gęste jak kiedyś. Salon Elite zaś posiada dość miękkie i płytko umiejscowione ząbki, co jest idealnym połączeniem dla moich kosmyków. Zazwyczaj mokre włosy rozczesuję grzebieniem z szeroko rozstawionymi ząbkami, zdarzyło mi się jednak użyć Salon Elite, który w tej roli sprawdził się bardzo dobrze. Zdecydowanie jednak wolę sięgać po tę wersję w momencie, gdy chcę rozczesać włosy już suche. SE dokładnie rozczesuje i rozdziela splątane kosmyki, nadając moim włosom większej objętości.Nawet jeśli zdarzyło mi się mieć już nieco przetłuszczone włosy, po przeczesaniu ich tą wersją, na jakiś czas stają się bardziej "wyjściowe" ;) Warto wspomnieć, że po użyciu tej szczotki, nie boli mnie głowa, bowiem absolutnie nie ciągnie ona włosów. Nie zauważyłam natomiast efektu nabłyszczenia, ale to akurat z automatu wydało mi się podejrzane. Po rozczesaniu, moje włosy nie elektryzują się.

Jak jest z wersją kompaktową? Ta niestety zarówno dla skóry mojej głowy jak i włosów jest zbyt twarda. Czytałam w internecie, że kompakt może się sprawdzić dla dziewczyn z bardzo gęstymi, grubymi włosami. Ja niestety takowych nie posiadam i potwierdzam, że rzeczywiście wersja ta nie nadaje się raczej do włosów cienkich. Przyznam szczerze, że kompakt nieco szarpie moje włosy i niestety chyba trochę je wyrywa. Trochę mniej precyzyjnie rozdziela też moje włosy. I co ciekawe - o wiele lepiej czesze mi się nią włosy mokre niż suche.



Wniosek? Salon Elite uwielbiam. Z kompaktem niestety się nie polubiłam, ponieważ wygląda na to, że nie jest przeznaczony do pielęgnacji włosów takich jak moje. Do włosów cienkich, nie zbyt gęstych polecam raczej Salon Elite, natomiast wersję kompaktową dla włosów grubszych.

Jeśli jesteście zainteresowane kupnem którejś z wersji - polecam zaopatrzyć się w nią na stronie perfumerii Perfumy-Perfumeria.pl . Teraz jest tam też zniżka 
Moja wersja Salon Elite kosztuje tu 32,88zł (KLIK), a wersja kompaktowa w złocie 47,26zł (KLIK).

Używałyście którejś z wersji? A może macie doświadczenie tylko z jedną?


Wiosenne kolory Semilac

$
0
0
Która z nas nie czeka już na powiew wiosny w powietrzu? Budzące się do życia pąki roślin, słońce, cieplejsze temperatury i ten charakterystyczny zapach wiosny. Wtedy moja garderoba zaczyna się stopniowo zmieniać z tej ciemniejszej i o wyrazistych kolorach w tę w barwach delikatnych, jakby przyblakłych pastelach. Także mój manicure nieco się zmienia, a ja coraz chętniej nakładam na paznokcie pastele - rozbielone róże, błękity, fiolety... Jeszcze chwilę, jeszcze za moment i w pełni będziemy cieszyć się nową porą roku. Zanim jednak to nastąpi, warto przygotować się kolorystycznie! Z tego właśnie powodu, postanowiłam pokazać Wam co marka Semilac ma w swojej ofercie wiosennego.

Trochę o lakierach hybrydowych Semilac...
Tym, którzy jeszcze nie czytali na moim blogu postów dotyczących lakierów hybrydowych Semilac, chciałam przypomnieć, że można je kupić na www.semilac.pl za cenę 29zł/7ml. Wszystkie kolory, które dotychczas miałam na swoich paznokciach trzymały się na nich bez uszczerbku od 1,5 tygodnia do 2 tygodni. Większość lakierów marki ma bardzo dobrą pigmentację i aby uzyskać maksimum koloru należy nałożyć dwie warstwy pokrywając je cudownie nabłyszczającym topem. Piszę większość, bo nie wliczam w to lakierów stworzonych typowo do french manicure.



Jakie więc Semilac proponuje nam kolory na wiosnę?
Spośród szerokiej gamy barw wybrałam 13:

Pink Marshmallow 128 - Wyraźnie rozbielony chłodny róż.
Biscuit 032 - Bardzo jasny, mleczny beż z małą domieszką bladego różu.
Sweet Pink 003 - Róż o słodkiej, rozbielonej tonacji.
Pink Smile 056 - Kolor brzoskwini z dużą domieszką bieli.
Heather Grey 058 - Beż o cielistej, fioletowej tonacji z minimalną domieszką szarości.
Bright Lavender 035 - Intensywny odcień lawendy z delikatną nutką bieli.
French Lilac 059 - Jasny, nasycony wrzos.
Violet Cream 127 - Rozbielony odcień jasnego fioletu.
Lazure Dream 000 - Błękit wiosennego nieba.
Pink Peach Milk 047 - Mocno rozbielony kolor brzoskwini.
Frappe 135 - Frappe o poranku - jasna kawa z mlekiem.
Creamy Muffin 136 - Chłodny odcień beżu.
Ruby Charm 121 - Mocno nasycony odcień fuksji.


Jak możecie zauważyć na poniższym zdjęciu próbnika, większość kolorów to odcienie różu (znalazła się tu również ukochana fuksja, która będzie idealnym kompanem na wiosnę jako akcent z pazurem), dużo odcieni fioletu, dwa nude oraz jeden błękit. Zapewne wiele z Was dorzuciłoby jeszcze do tego grona miętę, ale w moim odczuciu jeszcze przyjdzie na nią pora :)

Jeśli chcecie spojrzeć jak na paznokciach prezentują się dwa lakiery spośród zaproponowanych w tym poście, zapraszam do kliknięcia w linki:

Sukcesywnie będę prezentować kolejne, wiosenne kolory w oddzielnych postach.



Czy któryś kolor wpadł Wam w oko? Też macie tak, że wiosną zmieniacie odcienie na pastele?
Piszcie! :)

PS. Wszystkiego najlepszego, kobietki! :)

Semilac 128 Pink Marshmallow

$
0
0
Czy jest tu miłośniczka pianek Marshmallow? Przyznam szczerze, że za samymi piankami jakoś szczególnie nie przepadam, ale nieziemsko podoba mi się połączenie ich kolorów - biel z pudrowym różem. Nic więc dziwnego, że tym piankowym połączeniem zainteresowała się marka Semilac, która wyprodukowała lakier o nazwie Pink Marshmallow. Pianki dostały tu numer 128 :)


Pink Marshmallow 128 to połączenie bieli z różem. Wyraźne są tu akcenty różowe, jednak marka pozwoliła sobie na dodanie dużej kropli bieli. 
Piankowy Semilac to lakier hybrydowy, który po nałożeniu dwóch warstw nie daje 100% krycia. Powiedziałabym, że krycie utrzymuje się tu na poziomie 96%. W porównaniu do innych Semilaców, numer 128 jest też nieco rzadszy. Mimo to, stosunkowo łatwo uzyskamy na paznokciach efekt pożądanej lekkości, delikatności i subtelnej elegancji. Semilac, jak Ty to robisz? ;)










Jak Wam się podoba piankowy Semilac? :)

Rimmel Stay Matte 003 Peach Glow puder matujący

$
0
0
Nie wiem jak Wy, ale lubię mat na twarzy. Oczywiście nie mat totalny, bo wtedy twarz staje się sztuczna, kredowa, pozbawiona blasku. Moim zdaniem sztuką jest odnaleźć taki puder, który jednocześnie utrzymywałby w ryzach wytwarzanie sebum, ale i pozwalał skórze na oddech w postaci naturalnego połysku. Wydawałoby się trudne do zrobienia, prawda? Rimmel zdołał jednak znaleźć balans pomiędzy perfekcyjnym matem a zdrowym wyglądem naszej cery. 
Na pewno większość z Was zna puder Stay Matte. Ja poznaję go dopiero teraz i zadaję sobie pytanie: czemu nie sięgnęłam po niego wcześniej?



 
Producent reklamuje ten puder jako kosmetyk, który pozwala na kontrolowanie błyszczenia się skóry przez 5 godzin od nałożenia. Bardzo realny wynik, prawda? Tym marka od razu mnie kupiła - rzadko bowiem kiedy marketing przedstawia konsumentom rzeczywisty czas kontrolowania wydzielania sebum. Jaką ilość godzin najczęściej widzicie na etykietach produktów? Ja 24 godziny. Really? Jak puder może trzymać w ryzach skórę twarzy przez całą dobę? Co innego 5 godzin. W to uwierzyć możemy :)


Stay Matte zamknięty jest w okrągłym, plastikowym opakowaniu, które niestety nie wygląda zbyt solidnie. Osobiście nie miałam jeszcze problemu z samoistnym otwarciem się go w kosmetyczce, bądź torebce, ale podejrzewam, że przy zderzeniu z wyjątkowo twardą podłogą, możemy stracić nie tylko przezroczyste wieczko, ale i ujrzeć roztrzaskany puder. I właściwie tyle minusów dotyczących Stay Matte. Dalej można już tylko chwalić, chwalić i raz jeszcze chwalić :) Ach! Może jeszcze jedna kwestia jak już jesteśmy przy opakowaniu. Puder raczej nie nadaje się do torebki z uwagi na brak gąbeczki do nakładania oraz lusterka (chyba, że nie przeszkadza Wam noszenie ze sobą całego makijażowego ekwipunku, łącznie z pędzlami). Szkoda, bo wtedy byłby już pudrem idealnym. Aczkolwiek nie wiem jak Wy, ale nie przepadam za nakładaniem pudru gąbeczką. Oczywiście zależy z jakim kosmetykiem tego typu mamy do czynienia i jak się on zachowuje w połączeniu z gąbką, jednak zdecydowanie wolę aplikację pędzlem, który wyklucza efekt maski i podkreślenia skórek, z czym często spotykam się przy poprawkach gąbeczką.

Ten prasowany puder otrzymujemy w 6 odcieniach kolorystycznych, a więc dziewczyny zarówno bardzo bladolice jak i te z ciemniejszym odcieniem skóry, znajdą coś dla siebie(w ofercie jest też opcja transparentna). Ja wybrałam 003 Peach Glow, który nie jest zbyt jasny, ale też nie za ciemny i znajduje się jako drugi w kolejności zaraz za transparentnym. Nadmienię od razu, że mam cerę bladą i puder doskonale stapia się kolorystyką z jasnym podkładem.


Konsystencja kosmetyku jest typowo pudrowa, produkt trochę pyli, ale jednocześnie jest aksamitny i wystarcza lekkie zanurzenie pędzla w pudrze, a potem opruszenie nim twarzy, aby otrzymać efekt matu. Wielkim plusem, więc jest tu wydajność.
Warto nadmienić też, że puderładnie scala cały makijaż.

Jak jest u mnie z trwałością pudru? Przypomnę, że moja cera jest normalna z tendencjami do zmian w strefie T. Mam więc największy problem ze świeceniem się na czole, nosie i jego okolicach oraz brodzie. Teraz, w okresie zimowym (właściwie to już wiosennym, ale pogoda mało wskazująca na tę porę roku ;)) moja skóra nie przetłuszcza się tak jak podczas upałów, ale zaobserwowałam, że w momencie, gdy puder nakładam około godziny 8 na twarz, tak mat utrzymuje się na mojej buzi do godziny 13.Potem już cera coraz bardziej zaczyna się świecić aż w pewnym momencie wymaga poprawek. Akurat dzieje się to pod koniec dnia mojej pracy, czyli około 16:30. Kolejna warstwa pudru nakładana pędzlem dobrze wtapia się w poprzednią i nie zauważyłam, aby kosmetyk zbierał się w niektórych partiach buzi. Puder nie podkreśla też suchych skórek.

Podsumowując - Stay Matte nie daje może takiego efektu jak matujący Lily Lolo (nawiasem mówiąc nigdzie już nie widziałam takiego efektu Photoshopa jak w jego przypadku), ale! Bardzo dobrze matuje, dzięki niemu moja skóra nie świeci się przez większość dnia. Nie podkreśla suchych skórek, nie wywołuje powstawania wyprysków, nie uczula, a mój kolor - 003 Peach Glow idealnie stapia się z najjaśniejszymi podkładami. POLECAM!

Jeśli chcecie kupić ten puder w dobrej cenie, już tradycyjnie polecam moją ulubioną Perfumy-Perfumeria.pl(link do mojego pudru TU). Koszt to 10zł.

Miałyście okazję używać Rimmel Stay Matte? A może jesteście w nim wręcz zakochane i nie wyobrażacie sobie używania innego pudru niż ten?

Buziaki!

Astor Quick & Shine Life in pink i Red letter day

$
0
0
Kochane! Na wstępie chciałabym życzyć Wam spokojnych Świąt spędzonych u boku najbliższych! No i mokrego dyngusa :) Aby te Święta były takie, jak sobie zamarzycie :)
A teraz wracamy do właściwej części posta...

Używałyście kiedyś lakierów do paznokci Astor Quick & Shine? Jeszcze zanim zostałam maniaczką lakierową (czyli przed założeniem bloga), miałam dwie buteleczki tej marki i wspominam je całkiem dobrze. Później moja uwaga skupiła się na innych, bardziej popularnych w blogosferze markach i rzuciłam się w wir ich poznawania. Astor zaś nigdy nie był popularną marką pod względem lakierowym, więc gdzieś tam o tych emaliach pamiętałam, ale zeszły na bardzo boczny tor.
Teraz za sprawą Perfumy-Perfumeria.pl ponownie sobie o nich przypominam. Wpływ na wybór kolorów miała moja przyjaciółka, która posiada obydwa kolory zamówione przeze mnie, czyli Life in pink oraz Red letter day i na jej paznokciach wyglądają bosko!


Lakiery Astor Quick & Shine zamknięte są w 8ml buteleczkach zakończonych czarnym aplikatorem. Aktualnie w ofercie znajduje się 22 najróżniejszych odcieni. Moje to przykurzony róż, czyli Life in pink oraz dość jaskrawa czerwień z milionem połyskujących drobinek. Każdy z egzemplarzy posiada dość szeroki, płaski pędzelek, którym emalię nakłada mi się wyjątkowo dobrze. 



Life in pink


Jak napisałam wyżej, jest to przykurzony róż. W zależności od natężenia światła oraz jego rodzaju, lakier ten wpada bardziej w róż lub nieco w fiolet. Konsystencja to typowy krem. Emalia jest bardzo dobrze napigmentowana, kremowa i jakby się postarać, wystarczy zaledwie jedna warstwa Life in pink, aby w całości (i bez smug!) pokryć paznokieć. Lakier po wyschnięciu tworzy szklaną taflę, nie potrzeba więc używać dodatkowych nabłyszczaczy (chyba, że lubicie używać topu wysuszającego jak ja). Jeśli chodzi o trwałość - jest równie dobra jak pigmentacja i błysk - lakier wytrzymał u mnie 4 dni i to bez startych końcówek! Po 4 dniach od aplikacji pojawiły się odpryski, które zmusiły mnie do zmycia emalii. Zaznaczę od razu, że zapewne dla niektórych z Was wynik 4 dni bez odprysków to nie jest nic spektakularnego, jednak u mnie jest to najdłuższa żywotność lakierów do paznokci. Więcej dni żaden jeszcze nie przetrwał.




Red letter day


... czyli jaskrawa czerwień z milionem połyskujących na złoto drobinek. Przypomina mi nieco bożonarodzeniową bombkę. Jest nieco gorzej napigmentowany niż jego poprzednik i nie jest to typowy krem. Powiedziałabym, że zmierza bardziej ku wykończeniu żelkowemu. Pełne krycie otrzymuję po dodaniu drugiej warstwy emalii - wtedy to lakier pokazuje na co naprawdę go stać! Pięknie się błyszczy, a ten blask jest jeszcze subtelnie podbijany przez maleńkie drobiny. Nosiłam go o jeden dzień mniej od Life in pink, czyli 3 dni.




Jeśli jesteście zainteresowane kupnem lakierów Astor Quick & Shine w cenie niższej niż w drogerii, polecam zajrzeć TU i TU

Ciekawa jestem czy kiedykolwiek Wasz wzrok zatrzymał się na dłużej przy półce z lakierami Astor? Wrzuciłyście jakieś kolory do koszyka? Czekam na Wasze komentarze!

Kredki do oczu Rimmel London Exaggerate Waterproof Eye Definer 263 Starlit Black i 212 Rich Brown

$
0
0
Nie używałam kredek zbyt wielu firm w swoim życiu. W momencie, gdy odważyłam się dodać pierwszą kredkę na linię wodną, wybrałam Paese Linea Automatic Eyeliner. Potem były kredki Avon, aż w końcu obiło mi się gdzieś o uszy, że Rimmel ma całkiem niezłe podkreślacze oczu. Gdy tylko moje kredkowe zapasy zostały wyczerpane do cna i miałam możliwość zrobienia zamówienia na Perfumy-Perfumeria.pl, wybrałam dwie Rimmel London Exaggerate Waterproof Eye Definer: 263 Starlit Black i 212 Rich Brown. To właśnie o nich chciałabym Wam dziś opowiedzieć :)


Co na to Rimmel?
Sama marka opisuje kredki Exaggerate jako cztery, supermodne, opalizujące kolory, które pozwalają na stworzenie seksownego look'u smokey eyes. Dzięki miękkiej i kremowej konsystencji aplikacja ma być łatwa i precyzyjna. Po użyciu zaś gąbeczki dołączonej do kredki, możemy rozetrzeć kreskę tak, aby w mgnieniu oka otrzymać efekt przydymionego makijażu. Rimmel obiecuje, że makijaż utrzyma się nawet 10 godzin.




Opakowanie
Kredki Exaggerate to mój ulubiony rodzaj kredek - są wysuwane i nie trzeba ich temperować. Dodatkowo posiadają małą gąbeczkę, dzięki której możemy delikatnie rozetrzeć kreskę, aby uzyskać bardziej niedbały i przydymiony look. Przyznam szczerze, że osobiście gąbeczki używam po każdej aplikacji kredki pod oczy - jest miękka i nie wywołuje niekomfortowego uczucia podczas rozcierania. Nie zauważyłam również, aby mechanizm wysuwania sztyftu kiedykolwiek się zablokował. 

Kolory i konsystencja
Wybrałam najbardziej standardowe odcienie - 263 Starlit Black i 212 Rich Brown. Pierwszy z nich to typowa, głęboka czerń z wieloma uroczymi i subtelnymi, srebrnymi drobinami. Druga natomiast to piękny, czekoladowy brąz. Obydwie kredki są bardzo dobrze napigmentowane i wystarczy jedno pociągnięcie, jedna kreska, aby skutecznie nałożyć produkt. Acha, nie wspomniałam jeszcze, że kredki są tak mięciutkie, że ich aplikacja to wprost przyjemność!



Trwałość
Kredki pozostają na dolnej powiece cały dzień. Moim zdaniem naturalną koleją rzeczy jest stopniowe zacieranie się koloru w miarę upływu godzin. Najważniejsze jednak jest to, że kredki nie rozmazują ani nie zmazują się od razu w przypadku łzawienia oczu (ach, te soczewki!) czy też nie chcący potarcia palcem powieki. Kredki pozostają na swoim miejscu w stanie nienaruszonym (trochę tylko wyblakłym) do momentu aż zostaną usunięte płynem micelarnym. Tutaj nie stawiają jednak zbyt dużego oporu - wystarczy delikatnie przyłożyć do oka wacik nasączony micelem, a za kilka sekund odciśnie się na nim cały produkt. 
W kwestii wydajności niestety póki co zbyt wiele powiedzieć nie mogę, jednak mogę postawić kilka wniosków: po pierwsze - jeśli kredka jest tak dobrze napigmentowana, zazwyczaj nie potrzebuje wielokrotnego malowania powieki, więc sztyf zostanie z nami na dłużej. Po drugie - mi osobiście tego typu dobrze napigmentowane kredki, z wysuwanym sztyftem służyły dość długo. Dlatego z całego serca polecam te kredki i cieszę się, że w końcu znalazłam coś tak dobrego, a dostępnego praktycznie od ręki :)



Dostępność i cena
Konkurencyjną ceną dla tych w drogeriach stacjonarnych będzie na pewno cena we wspomnianej przeze mnie na początku tego posta Perfumy-Perfumeria.pl. Odsyłam Was do obydwu kredek:263 Starlit Black i 212 Rich Brown. Każdą z nich kupicie tam w cenie 6,30zł :)

A tak przedstawiają się kredki na oku:

263 Starlit Black

263 Starlit Black
212 Rich Brown

212 Rich Brown


Koniecznie napiszcie czy miałyście okazję używać tych kredek! :)
Buziaki :)

Maybelline Super Stay 635 Surreal

$
0
0
Trzy lakiery Maybelline Super Stay już na blogu opisywałam (TU) i wtedy bardzo je chwaliłam. Postanowiłam, więc zapolować w Perfumy-Perfumeria.pl na jeszcze jeden, który chodził za mną od dłuższego czasu, ale czekałam na dni, którym bardziej będzie sprzyjał ten odcień. Niebieskość... Uwielbiam kolor niebieski! I nie pamiętam momentu, kiedy go nie lubiłam. Jednak, jeśli chodzi o tę barwę na paznokciach, muszę mieć dzień, musi być też odpowiednia pora roku, kiedy nasza garderoba zmienia się w bardziej kolorowe ubrania, czyli wiosna lub lato. Wiosnę już mamy, przyszły więc niebieskie paznokcie i Maybelline Super Stay 635 Surreal:)


Krótkie przypomnienie z poprzedniego posta o tym, co mówi producent:
Obietnicą producenta jest profesjonalnie wyglądający manicure, który możesz samodzielnie wykonać w domu. Trwałość, odporność na uszkodzenia i wypielęgnowane, wzmocnione paznokcie to główne atuty serii Super Stay 7 Days. Oprócz dość dużej gamy kolorów, w serii znalazły swoje miejsce również baza wzmacniająca i top coat zabezpieczający lakier, który pomaga w przedłużeniu żywotności emalii na paznokciach na 7 dni. Ponadto baza ochronna pod lakier zapobiegająca przebarwieniom oraz baza wybielająca.

Kolor
Surreal to kolor niebieski, lekko przykurzony. Dla mnie pięknie komponuje się z czarnym ubraniem - wtedy wyróżnia się na tle stroju. Równie ładnie wyglądał będzie ze stylizacjami w bieli czy w pastelowych kolorach. 





Konsystencja i trwałość
Bardzo kremowa i zarazem prosta w aplikacji. Dzięki szerokiemu pędzelkowi, emalia rozprowadza się na paznokciu równomiernie. Po pierwszej warstwie widać nieznaczne smugi, natomiast druga całkowicie pokrywa paznokieć. 
Jeśli chodzi o trwałość lakieru na paznokciach, to niestety nie przetrwał poważniejszych robót domowych. Nałożyłam go wieczorem, natomiast następnego dnia jak to przed świętami: piekłam, zmywałam, sprzątałam, czego wynikiem były mocno zdarte końcówki. Paznokcie pomalowałam nim ponownie, gdy nie spodziewałam się tego typu prac. Wtedy lakier przetrwał na nich jak w przypadku trzech braci z innego posta - 4 dni.

Dostępność i cena
Korzystnie cenowo lakier dostaniecie TU. Koszt jednej buteleczki to 9,30zł.

A na koniec porcja zdjęć :) Ja kolorem jestem wręcz zachwycona :)






Tusz do rzęs L´Oreal Paris Volume Million Lashes Féline

$
0
0
Uwielbiam tusz do rzęs L'oreal Volume Million Lashes So Couture! Od pierwszego użycia poczułam się jakbyśmy "znały się" od dawna i wiedziałam, że będzie to znajomość na dłużej. Postanowiłam jednak wypróbować za pośrednictwem Perfumy-Perfumeria.pl inną wersję Volume Million Lashes - Féline. Czy jestem zadowolona z niej równie bardzo jak z So Couture? A może bardziej? Jeśli chcecie poznać moją opinię, zapraszam :)

Feline zamknięta jest w identycznym opakowaniu jak So Couture, z tym że w udziale przypadł jej kolor zielony. Maskara zaopatrzona jest w wyprofilowaną szczoteczkę Millionizer, dzięki której na rzęsach ma być widoczny efekt podkręcenia i objętości. Dodatkowo maskara posiada w swoim składzie olejki: arganowy, kameliowy i kwiat lotosu.


Po wyjęciu szczoteczki z opakowania, w oczy rzuca się silikonowa, wygięta w łuk szczoteczka, a nozdrza przyjemnie łechce delikatny zapach olejku, który mi osobiście przypomina woń olejku migdałowego. Podczas pierwszej aplikacji tuszu na rzęsy od razu odczuwalna jest nieco inna od So Couture konsystencja - formuła Felnie wydaje się bowiem bardziej wodnista od swojej fioletowej siostry, dlatego też tuż po jej otwarciu należy być ostrożnym w wyczesywaniu rzęs, aby nie zostały obciążone zbyt dużą ilością produktu i w efekcie nie skleiły się. Od momentu, gdy tusz nieco zasechł zaczęło mi się pracować z nim o wiele lepiej. Można powiedzieć, że tusz i moje rzęsy po prostu się zgrały ;)



Ogromnym plusem jest możliwość osiągnięcia bardziej widocznego (i trwałego) podkręcenia rzęs niż w przypadku prostej szczoteczki So Couture. 
Głębię koloru oraz trwałość Feline oceniam na tym samym poziomie co SC - obydwie maskary są głęboko czarne i wręcz idealnie barwią rzęsy równomiernie je rozczesując i docierając do najmniejszych włosków. Trwałość również zasługuje na pochwałę - Feline (SC także) na rzęsach utrzymuje się przez cały dzień, bez efektu osypywania

Podsumowując, obydwie wersje polubiłam, ale nadal szala przechylona jest w stronę So Couture, chociażby dlatego, że wolę jednak brak sklejonych rzęs od pierwszego użycia produktu niż maksymalne podkręcenie. 
W dobrych cenach maskary L'Oreal znajdziecie TU. Feline to koszt 31.10zł (cena regularna to 57zł) - TU



Miałyście Feline lub So Couture? Którą wybieracie? :)

Kredka do oczu Rimmel London Scandal Eyes Waterproof Kajal 009 Green

$
0
0
Delikatna, kremowa formuła, trwały i mocny kolor - to tylko kilka z obiecujących cech kredek Rimmel London Scandal Eyes Waterproof Kajal. Producent zapewnia, że po użyciu kredki nasze spojrzenie będzie bardziej wyraziste i upiększy nasze oczy na 10 godzin. Ponadto formuła jest wodoodporna, więc wszelkie łzy nam nie straszne! Czy rzeczywiście warto zainteresować się tą linią kredek marki? Już jedna seria bardzo przypadła mi do gustu (pisałam o niej TU), czy Scandal Eyes zdoła przegonić Exaggerate w wyścigu po moje serce?


Tym razem dzięki Perfumy-Perfumeria.pl mam okazję wypróbować zupełnie niestandardowy dla mnie kolor - zieleń. Co prawda dość ciemną, ale zieleń. W zeszłym roku będąc na jednym z blogerskich eventów, zostałam pomalowana przez profesjonalnego makijażystę kredką właśnie w tym odcieniu i przyznam szczerze, że nigdy nie sądziłam, iż tak mi się spodoba połączenie mojej tęczówki z zielenią. A jednak! Potem zapomniałam o sprawie - miałam na tyle dużo kredek w zapasach, że żal było kupować kolejną. Nawet jeśli to inny kolor ;) Temat jednak powrócił i... Wcale nie żałuję!


009 Green to ciemna zieleń, nieco nawet powiedziałabym zgniła, co może nie kojarzy się od razu z czymś przyjemnym, ale wierzcie mi, że kolor jest całkiem ok! Chociaż mógłby być bardziej żywy i weselszy, jednak dla mnie jak na pierwszą przygodę z bardziej niestandardowym odcieniem (brązy i czernie rulez!) jest idealny. Na stronie Rimmel dostępne są jedynie 3 odcienie, na stronie Perfumerii jednak można znaleźć ich więcej. 

Formuła kredki rzeczywiście jest bardzo kremowa i delikatna, kredka jest miękka i lekko sunie po powiece. Kolor jest intensywny i wystarczy jedno pociągnięcie, aby uzyskać kolorową kreskę. 
Makijaż wykonuję codziennie rano, po godzinie 7 i w miarę upływu godzin co prawda obserwuję blednięcie koloru, jednak kredka pozostaje na oku aż do momentu wieczornego demakijażu. 
Nie udało mi się wzruszyć podczas noszenia jej ani nie posiadać parasola podczas rzęsistego deszczu, nie jestem, więc w stanie potwierdzić właściwości wodoodpornych. Jedyne, co zauważyłam i co może wskazywać na to, że producent nie kłamie jest konieczność dłuższego potrzymania wacika nasączonego płynem micelarnym przy oku.



Jedyne, co może być uciążliwe podczas użytkowania kredek Scandal Eyes to konieczność ich temperowania. Reszty grzechów nie pamiętam ;)


Kredka dostępna jest w drogerii Perfumy-Perfumeria.pl TU w cenie 14,20zł.

Skuszone? Jeśli używacie kredek to stawiacie na bardziej standardowe kolory typu czerń lub brąz czy wręcz przeciwnie? Miałyście okazję używać te kredki?

Buziaki :)



Co kupić na promocji -49% w Rossmanie 20.04?

$
0
0
Tak, tak! Przyszedł czas na kolejną rossmannowską akcję promocyjną, czyli -49% na kolorówkę! Czy Wam też przez głowę przelatywały myśli, że Rossmann mógłby wreszcie powtórzyć promocję, bo potrzebujecie i tego, i tego, i jeszcze o tamtego? Macie ostatnie dwa dni na zastanowienie się czego potrzebujecie, co chciałybyście wypróbować. To naprawdę dobra okazja, aby zrobić zapas swoich ulubionych kosmetyków! 

Harmonogram akcji:
od 20.04 - twarz: podkłady, pudry, korektory, bronzery, rozświetlacze, róże
od 26.04 - oczy: tusze do rzęs, kredki do oczu, cienie, eyelinery
od 04.05 - usta i paznokcie: szminki, błyszczyki, kredki itp. oraz lakiery do paznokci i odżywki.

W listopadzie przygotowywałam dla Was serię trzech postów odnoszących się kolejno do każdej akcji tematycznej. W dużej mierze produkty, które polecałam poprzednio polecam nadal, pojawiło się jednak od listopada kilka produktów, które powinnam dodać na listę (pojawiły się po listopadzie lub gdzieś mi wcześniej umknęły). Dziś twarz, bliżej kolejnych promocji reszta :)

Link do posta listopadowego, w którym polecałam produkty na akcję promocyjną dotyczącą twarzy: KLIK. Polecam zajrzeć! 

Co jeszcze polecam, a nie znalazło się w poprzednim zestawieniu?

Kategoria pudry - Wibo Fixing Powder

Osobiście nie miałam, ale puder ten zbiera w blogosferze wiele pozytywnych opinii. To półtransparentny utrwalacz makijażu, który matuje, a jednocześnie działa nawilżająco i nie podkreśla suchych skórek. Jego konsystencja jest drobnozmielona, więc kosmetyk powinien współgrać z różnymi podkładami. Ponadto nie brudzi ubrań i nie zmienia koloru po upływie kilku godzin. Cena bardzo zachęcająca, bo regularna to 11zł. Jest jedno "ale". Polecany jest dziewczynom z cerą suchą oraz normalną. Większość wizażanek posiadających cerę mieszaną oraz tłustą nie poleca tego kosmetyku. Mimo wszystko jeśli macie możliwość, to być może warto spróbować. W końcu ile cer tyle odpowiedzi.

Kategoria podkłady - dr Irena Eris Provoke Matt oraz L'Oreal True Match


dr Irena Eris Provoke Matt - temu podkładowi poświęciłam osobny post - KLIK. Jego cena regularna jest moim zdaniem nieco zbyt wysoka (80zł/30ml), ale w promocji -49% można się na niego skusić. Tym bardziej, że podkład idealnie stapia się z kolorytem skóry (bladziochom polecam 210 Ivory), bardzo dobrze przykrywa wszelkie drobne niedoskonałości skóry: mniejsze naczynka czy krostki. Bardzo dobrze radzi sobie również z wyrównaniem kolorytu skóry. Jeśli chodzi o samą konsystencję - jest aksamitna, średniopłynna i w ogóle nie tępa (po wykończeniu tego podkładu zaczęłam używać Revlonu Colorstay wersji do cery tłustej i moje pierwsze zetknięcie się z nim po podkładzie dr Irena Eris było dość bolesne, właśnie ze względu na w porównaniu z konsystencją fluidu Provoke, bardzo tępą konsystencję). Jeśli chcecie dowiedzieć się o tym podkładzie jeszcze więcej - gorąco zachęcam, aby kliknąć w link i przenieść się do posta.

L'Oreal True Match - nie miałam, ale wiele kobiet go poleca. Niestety też jest tyle samo przedstawicielek płci pięknej, które już do niego nie wrócą... I raz jeszcze - trzeba samemu wypróbować, aby wyrobić sobie stosowną opinię. Podkład reklamowany jest jako kosmetyk idealnie dopasowujący się do cery, nie tworzy efektu maski, nie podkreśla suchych skórek i.... Uwaga! Nie jest przeznaczony stricte do konkretnego typu skóry.

Kategoria róże, rozświetlacze, bronzery... - Lovely

Tempting Cheeks Baked Blusher - wysoka pigmentacja i trwałość, rozprowadzanie bez efektu smug, dający efekt zdrowo zarumienionych policzków. To typowy kosmetyk 3 w 1: róż, bronzer i rozświetlacz, idealny do szybkiego makijażu, bowiem podobno nie zrobimy sobie nim krzywdy w postaci nieestetycznych placków na buzi. Jego cena regularna to 15zł.
Lights On Me Baked Illuminating Powder - według opinii w internetach, rozświetlacz ten nadaje lekki kolor, a drobinki i poświata mają chłodny odcień. Daje wyraźny efekt rozświetlenia, ale niektóre z Was twierdzą, że nie jest to kosmetyk do pracy.Tak czy inaczej, myślę, że warto iść do drogerii, dorwać tester i trochę "pomacać" ;)Cena regularna to 15 zł.
Glam & Shine Baked Highlighting Powder - to puder rozświetlająco-brązujący w typowo ciepłych odcieniach złota. Dla kobiet, które szukają czegoś w tonacji chłodnej niestety odpada.Cena regularna to 15 zł.
Sun & Tan Baked Bronzer Powder - polecany dla ciemniejszych karnacji, te jaśniejsze muszą uważać podczas nakładania.Posiada nieco duże drobiny, jak twierdzą niektóre wizażanki, brokatu, które po roztarciu praktycznie giną.Cena regularna to 15 zł.


I jak? Zdecydowane? :) Pochwalcie się co zamierzacie kupić na tej promocji!

BARWA - początek serii postów o produktach marki

$
0
0
Słyszałyście o marce Barwa? Jeśli Wy nie lub gdzieś obiła Wam się ta nazwa o uszy, to najprawdopodobniej Wasze Mamy, Babcie czy Ciocie kojarzą Spółdzielnię Pracy Chemiczno-Szklanej Barwa, czy też kojarzą płatki mydlane lub produkty Bebi. Firma trwa od 1949 roku i warto się nią zainteresować!
W ostatnim czasie miałam przyjemność nawiązać współpracę z Barwą, w wyniku, której zostałam obdarowana produktami do testów. Pierwsze posty już w tym tygodniu! Póki co taka mała zapowiedź czego możecie się spodziewać w najbliższym czasie :)

Barwy Harmonii - peelingi


Barwa Ziołowa - szampony i odżywka 


 Balnea foot


Hipoalergiczne żele pod prysznic


I miły upominek od Barwy, którego recenzji co prawda nie będzie, ale jest tak uroczy, że musiał się tu znaleźć :)


Stay tuned! ;)

Co kupić na promocji w Rossmannie 26.04?

$
0
0
Dziś rozpoczął się kolejny etap rossmannowskiej promocji - tym razem z 49% zniżką możemy kupić wszelkie produkty do makijażu oczu, czyli: tusze do rzęs, cienie do powiek, produkty do brwi, bazy pod cienie, kredki i eyelinery.

Polecam Wam zajrzeć do posta z listopada, w którym polecałam produkty do oczu na ówczesną promocję w Rossmannie. Nie trudno się domyślić, że wszystkie produkty, o których wtedy pisałam nadal są dostępne w drogerii i w dalszym ciągu polecam je tak samo mocno :) 


W tym poście przedstawię Wam jednak 4 dodatkowe produkty, a które warto zwrócić uwagę podczas buszowania na promocji ;)

L'Oreal False Lash Wings Sculpt
 
Ta mascara to nowość w asortymencie marki. Na dniach wiele blogerek otrzymało je do testów, więc jeśli nie byłaś tą szczęściarą, teraz możesz sprawić sobie ten sam tusz o wiele taniej!
Sculpt reklamowany jest jako tusz z tzw. efektem TIGHTLINE, spektakularnej objętości oraz rozpostartych po same końce rzęs. TIGHTLINE to nic innego jak wypełnienie przestrzeni między rzęsami. Jak dotąd większość z nas do wypełnienia przestrzeni pomiędzy rzęsami używała linera lub kredki. Teraz efekt wypełnienia ma stworzyć sama maskara False Lash Wings Sculpt dzięki specjalnie wyprofilowanej szczoteczce. Przyznacie, że z wyglądu jest kosmiczna? Dla mnie brzmi bardzo ciekawie, tym bardziej, że jestem wielką zwolenniczką kreski eyelinerowej na górnej linii rzęs oraz kredki na dolnej.






Rimmel Exaggerate Waterproof Eye Definer

O tych kredkach czytałyście już u mnie na blogu (KLIK), jednak tym, którym post umknął chciałam przypomnieć o tych kredkowych cudach. Nie będę się zbytnio rozpisywać, ponieważ wszystko macie w poście, powiem więc tylko tyle: jeśli jesteście miłośniczkami dobrze napigmentowanej kredki na oku, szukacie czegoś trwałego i jednocześnie przyjemnego w użytkowaniu, musicie spojrzeć na te kredki!
Rimmel Scandal Eyes Waterproof Kajal
To kolejna rewelacyjna propozycja kredkowa marki. Również i Scandal Eyes doczekała się recenzji na blogu (KLIK), wiec jeśli jesteście zainteresowane, gorąco polecam kliknąć w linka.
Jeśli chodzi o trwałość - Scandal Eyes jest chyba jeszcze lepsza niż wyżej polecane przeze mnie Exaggerate - mam ją w odcieniu butelkowej zieleni, i wieczorem jest mi ją jeszcze trudniej zmyć niż te drugie. Jedynym mankamentem jaki widzę jest konieczność temperowania, ale można przymknąć na to oko.

Wibo Neutral Eyeshadow Palette

Niestety palety nie mam, ale niesamowicie mnie kusi. Zwłaszcza przez niską cenę i podobieństwo do paletek The Balm czy też tak popularnych w okresie przedświątecznym paletek Sephory.Na blogach naczytałam się o nich wiele pozytywnych opinii (no, może trochę maty kuleją, ale z drugiej strony jak na paletę za 25zł i tak radzi sobie całkiem nieźle!). Wciąż kuszą mnie połyskujące cienie i cały czas zastanawiam się czy jednak nie sięgnąć po ten zestaw w tej promocji.


A Wy? Dorzuciłybyście coś do listy z listopada oraz tych kilku skromnych produktów? A może już poczyniłyście zakupy? Piszcie koniecznie!
Buziaki :)

BARWA - Barwy Harmonii - czyli jedne z najpiękniej pachnących peelingów, jakie kiedykolwiek miałam okazję używać

$
0
0
Peeling jest dla mnie produktem dopełniającym proces pielęgnacji ciała, na który powinnyśmy sobie pozwolić raz w tygodniu. Złuszczanie bowiem usuwa zanieczyszczenia oraz obumarłe komórki zewnętrznej warstwy naskórka i pobudza skórę do wytwarzania nowych komórek. Z zauważalnych zalet: dzięki regularnemu peelinowaniu, nasza skóra staje się gładsza i bardziej miękka w dotyku. Rodzajem scrubów, po które szczególnie lubię sięgać są scruby cukrowe. Ukochałam je sobie, ponieważ z reguły są najbardziej skuteczne w działaniu - podczas stosowania większości z nich, czujemy, że nasza skóra jest oczyszczana. 
Nie lada gratką jest, więc dla mnie możliwość przetestowania kolejnych cukrowych peelingów, tym razem firmy BARWA, które dopiero wchodzą na rynek i są nowością w asortymencie marki.



Jako pierwszy razem ze mną pod prysznicem wylądował peeling MODELLING wzbogacony o ekstrakty z chilli i żurawiny. Chilli ma za zadanie pobudzić mikrokrążenie i pomóc w modelowaniu sylwetki, natomiast ekstrakt z żurawiny stymuluje syntezę kolagenu oraz uelastycznia skórę. W peelingu zawarte są również ekstrakty z oleju kokosowego, masła shea, oleju bawełnianego i słonecznikowego, więc według producenta nasza skóra powinna otrzymać solidną dawkę witamin A i E oraz antyoksydantów. 
Zapach trudno jednoznacznie opisać. Peeling MODELLING ma zapach zdecydowanie słodki, wyczuwam w nim jednak nutkę ostrości - zapewne to wspomniane wyżej chilli.

Skład: Sucrose, Butryospermum Parkii Butter, Caprylic/Capric Triglyceride, Cocos Nucifera Oil, Isostearyl Isostearate, Helianthus Annuus Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Silica, Parfum, Gossypium Herbaceum Seed Oil, Capiscum Frutescenes Fruit Extract, Vaccinium Macrocarpon Fruit Extract, Tocopheryl Acetate, Lauramidopropyl Betaine, Propylene Glycol, PEG-60 Hydrogenated Castrol Oil, Alcohol denat., Aqua, Eugenol, Hexyl Cinnamal, Cinnamal.


Kolejny peeling, po który sięgnęłam nosi nazwę ENERGIZING. Akurat był wieczór kiedy po całym dniu na nogach, a potem po ślęczeniu nad książką do certyfikatu, miałam ochotę nic nie robić tylko od razu rzucić się na łóżko. Ale! Czekały jeszcze na mnie drobne obowiązki. Złapałam, więc pod pachę energetyczny peeling mając nadzieję na to, że zdoła mnie troszkę rozbudzić... ;) I w istocie nieco rozbudził, ale tylko dlatego, że... Ten scrub pachnie tak... Winogronowo! Jak się potem okazało, w składzie nie ma ani kapki winogron, jest bowiem ekstrakt z guarany (działanie antycellulitowe)  i pomarańczy (wspomaga proces regeneracji). Znów spotykamy się tu z olejem kokosowym, masłem shea, olejem bawełnianym i słonecznikowym. O doznaniach podczas aplikacji scrub'u oraz po rozpisywać się nie będę, bo nie znalazłam żadnych cech, które różniłyby ten peeling od wersji Modelling. Tu chyba tylko bardziej do gustu przypadł mi zapach... ;)

Skład: Sucrose, Butryospermum Parkii Butter, Caprylic/Capric Triglyceride, Cocos Nucifera Oil, Isostearyl Isostearate, Helianthus Annuus Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Silica, Parfum, Gossypium Herbaceum Seed Oil, Paullinia Cupana Fruit Extract, Citrus Aurantium Dulcis Extract, Citrus Medica Limonum Extract, Acer Saccharum Extract, Vaccinium Myrtillus Extract, Saccharum Officinarum Extract, Tocopheryl Acetate, Lauramidopropyl Betaine, Aqua, Propylene Glycol.


Potem wybór padł na NOURISHING. Ten gagatek posiada w sobie ekstrakt z syropu klonowego, który ma za zadanie intensywnie odżywiać i regenerować skórę (jeszcze takiego peelingu to chyba nie używałam!) i olejku bawełnianego działającego dotleniająco oraz stymulująco na odnowę komórek. I znów do czynienia mamy jak w dwóch wcześniejszych produktach z masłem shea, olejem bawełnianym oraz słonecznikowym i solidną dawką witaminy A oraz E. A co z zapachem? Ten to mój faworyt! Ponownie ciężko jest opisać woń, która unosi się spod sreberka zabezpieczającego produkt, ale porównałabym ją do kwiatowych perfum.

Skład: Sucrose, Butryospermum Parkii Butter, Caprylic/Capric Triglyceride, Isostearyl Isostearate, Helianthus Annuus Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Silica, Parfum, Gossypium Herbaceum Seed Oil, Acer Saccharum Extract, Vaccinium Myrtillus Extract, Saccharum Officinarum Extract, Citrus Aurantium Dulcis Extract, Citrus Medica Limonum Extract, Tocopheryl Acetate, Lauramidopropyl Betaine, Aqua, Butylphenyl Methylpropional Geraniol, Hexyl Cinnamal, Linalool.


Na koniec zostawiłam sobie DETOX, który zawiera ekstrakt z bambusa (wspomaga syntezę kolagenu i działa przeciwstarzeniowo) oraz trzciny cukrowej (silne działanie oczyszczające i nawilżające). Ponownie spotykamy się tu z olejem kokosowym, olejem bawełnianym oraz masłem shea i olejem słonecznikowym. Zapach przypadł mi do gustu chyba najmniej. Przypomina mi nieco krem Nivea.

Skład: Sucrose, Butryospermum Parkii Butter, Caprylic/Capric Triglyceride, Cocos Nucifera Oil, Isostearyl Isostearate, Helianthus Annuus Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Silica, Parfum, Gossypium Herbaceum Seed Oil, Bambusa Vulgaris Extract, Saccharum Officinarum Extract, Citrus Aurantium Dulcis Extract, Citrus Medica Limonum Extract, Acer Saccharum Extract, Vaccinium Myrtillus Extract, Tocopheryl Acetate, Lauramidopropyl Betaine, Propylene Glycol, Aqua, Limonene, Linalool, Hexyl Cinnamal, Citronellol, Geraniol.



Jak słusznie pewnie zauważyłyście, w opisie peelingów nie zawarłam moich odczuć związanych ze stosowaniem scrubów (oprócz unoszącego się w pomieszczeniu zapachu). Celowo zostawiłam je na koniec, ponieważ różnic pomiędzy poszczególnymi wersjami nie ma i chciałam, abyście nie musiały wczytywać się po raz "ęty" w to samo.
Przechodząc, więc do samego działania... Peelingi nie wysuszyły mojej skóry, nie wywołały reakcji alergicznej, ani też nie podrażniły mojej skóry. Scruby te są raczej drobnoziarniste, ale mimo tego, że drobinki cukru są małe, peeling jest wystarczająco ostry. Tę "ostrość" niwelują jednak oleje, bardzo wyczuwalne w tych produktach. Po wypeelingowaniu całego ciała każdym ze scrubów, nie musiałam nakładać masła. Wiem, że taki film przez wiele z Was może być odebrany jako wada, ale ja akurat należę do osób, którym jego obecność nie przeszkadza. Po użyciu peelingów moja skóra w istocie była lekko zaczerwieniona, ale i gładka, miękka oraz wyraźnie napięta.

Podsumowując, peelingi BARWA spełniają swoje przeznaczenie - są na tyle mocne, aby wygładzić skórę, ale też na tyle delikatne, że mogą ich używać również osoby z nieco wrażliwszą skórą. Powiedziałabym, że marka wyważyła proporcje wręcz idealnie. Do tego dochodzą cudowne zapachy, których nie powstydziłoby się najlepsze SPA. Szczerze polecam i szczerze przyznaję, że jestem wdzięczna losowi za szansę przetestowania tych produktów. Chętnie jeszcze do nich wrócę!

Scrubów Barwy Harmonii szukajcie w sklepie internetowym firmy: www.sklep.barwa.com.pl
Kosmetyki Barwy widziałam kiedyś w Naturze, szczątkowe również w Rossmannie.



Dajcie znać czy używałyście kosmetyków BARWA? Chętnie przeczytam o tych polecanych i mniej :)

Miłej soboty! Buziaki! :)

Barwa, Hipoalergiczne żele pod prysznic - kolejna nowość marki, tym razem dedykowana osobom z alergiami skórnymi i Atopowym Zapaleniem Skóry

$
0
0
Po genialnych peelingach cukrowych(KLIK) przyszedł czas na opisanie kolejnej nowości w asortymencie Barwy, czyli trzech hipoalergicznych żeli pod prysznic. Te trzy produkty szczególnie mogą zainteresować osoby z alergiami skórnymi oraz Atopowym Zapaleniem Skóry, bowiem żele zostały przebadane dermatologicznie na tych dwóch grupach.



Produkty, które tu widzicie przeznaczone są kolejno do: skóry suchej, normalnej oraz wrażliwej. Każdy z nich posiada w sobie inny składnik odpowiadający potrzebom każdej z rodzajów skóry i każdy z nich stworzony jest na bazie mydła potasowego, które skutecznie oczyszcza, ale również nie narusza naturalnej bariery ochronnej.

Żel do skóry suchej z ekstraktem z lnu zapobiega nadmiernemu wysuszaniu skóry. Ma silne właściwości nawilżające i łagodzące podrażnienia oraz chroni przed szkodliwymi czynnikami środowiska zewnętrznego.  

Skład: Aqua, Potassium Cocoate, Lauramidopropyl Betaine, Cocamide DEA, Sodium Chloride, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Linum Usitatissimum Extract, Panthenol, Allantoin, Propylene Glycol, PEG-150 Pentaerythrityl Tetrastearate, PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides, Parfum, Tetrasodium EDTA, Citric Acid, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothazolinone.


Żel do skóry normalnej z ekstraktem ze słonecznika dostarcza skórze niezbędnych substancji odżywczych: wyraźnie regeneruje naskórek, opóźnia procesy starzenia i zapewnia odpowiedni poziom nawilżenia.

Skład: Aqua, Potassium Cocoate, Lauramidopropyl Betaine, Cocamide DEA, Sodium Chloride, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Helianthus Annuus Seed Extract, Panthenol, Allantoin, Propylene Glycol, PEG-150 Pentaerythrityl Tetrastearate, PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides, Parfum, Tetrasodium EDTA, Citric Acid, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothazolinone.


Żel do skóry wrażliwej z ekstraktem z pszenicy zawiera całe bogactwo witamin, minerałów i mikroelementów. Jest bogatym źródłem witaminy E. Posiada właściwości natłuszczające i regenerujące.

Skład: Aqua, Potassium Cocoate, Lauramidopropyl Betaine, Cocamide DEA, Sodium Chloride, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Hydrolyzed Wheat Gluten, Panthenol, Allantoin, PEG-150 Pentaerythrityl Tetrastearate, PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides, Parfum, Tetrasodium EDTA, Citric Acid, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothazolinone.


Wszystkie trzy żele pod prysznic zamknięte są w wysokich, smukłych, 400ml butelkach zaopatrzonych w etykiety z najistotniejszymi informacjami dotyczącymi konkretnego żelu. Zamknięcie jest tradycyjne - "na klik". Produkt jest dość lejący, należy, więc uważać, aby nie wypłynął z opakowania w zbyt dużej ilości.
Żele posiadają zbliżone do siebie zapachy - do skóry normalnej jest najbardziej intensywny (przypomina mi zapach peelingu Energizing), natomiast do skóry wrażliwej jest najdelikatniejszy (i przywodzi mi na myśl peeling Detox). 
Nigdy nie miałam problemów ze skórą, mimo że jestem alergikiem (ale alergię mam tę wziewną oraz, niestety, na zwierzęta) pomijając jednorazową przygodę z żelem pod prysznic L'Occitaine z werbeną, który niestety mnie uczulił. Typ swojej skóry określiłabym raczej jako normalny i prawdę mówiąc jak w przypadku peelingów cukrowych Barwy, nie zauważyłam różnic w działaniu żeli. Każdy z nich dość dobrze się pieni, skóra wydaje się po ich użyciu dobrze oczyszczona. Szczerze przyznaję, że być może nie będą to moje ulubione żele pod prysznic, ale być może mogą przysłużyć się osobom, których skóra należy do problematycznych.



Żeli pod prysznic szukajcie w sklepie internetowym firmy: www.sklep.barwa.com.pl
Kosmetyki Barwy widziałam kiedyś w Naturze, szczątkowe również w Rossmannie.

My NY DKNY - zapach na wiosnę

$
0
0
Gdybym miała wyobrazić sobie idealny zapach na wiosnę byłby on delikatny, ale jednocześnie wyrazisty i z charakterem. Cudownie jakby miał w sobie nuty kwiatowe i wiosenną świeżość. Jeszcze lepiej jakby długo utrzymywał się na ciele i uwodził swoją wonią wszystkich wokół. 
Takim moim wiosennym hitem jest My NY DKNY.


Co prawda pisałam już kiedyś o nim na blogu, jednak nie sądziłam, że stanie się moim must have na wiosnę. W zeszłym roku używałam go przez całą tą piękną porę (niestety, miałam tylko próbkę, która szybko się skończyła), więc i tym razem nie wyobrażałam sobie bez niego wiosny - gdy tylko nadarzyła się okazja, zamówiłam My NY w Perfumy-Perfumeria.pl

Zapach opisany jest jako zapach Nowego Yorku - śmiały, radosny, wyrafinowany, stworzony dla indywidualistek. I chociaż nigdy w tym mieście nie byłam, jestem w stanie wyobrazić go sobie na większości mieszkanek tej metropolii...
Wyobraźmy sobie Nowy York skąpany w wiosennym słońcu. Ciepłe, grube ubrania już dawno poszły w zapomnienie. Puchowe kurtki zastąpiły trencze, szaro-bure kolory zostały wyparte przez wiosenne pastele i żywsze barwy. Jest 8 rano, ludzie spieszą się do pracy, a zza rogu wybiega dość wysoka, elegancko ubrana blondynka w rozpiętym płaszczu, torbą Michaela Korsa, rozwianym włosem i zaróżowionymi policzkami. Wpada do kawiarni, za chwilę zaś wybiega z niej z kawą na wynos w ręku. A za nią unosi się zapach dość słodki, lekko pudrowy, intensywny i na pewno intrygujący...



Co znajdziemy w tych perfumach marki DKNY? Nuta głowy (czujemy ją jako pierwszą) to malina, różowy pieprz i galbanum. Nuta serca (odczuwalna po kilku godzinach) - jaśmin, frezja i korzeń irysa, a nuta bazy (czyli ta najdłużej wyczuwalna) to paczula, absolut wanilii, piżmo i szara ambra. 

Domyślacie się, więc, że zapach po pierwszym skropieniu ciała jest dość intensywny, ale z czasem wyczuwam go coraz mniej. Nie są to, więc perfumy, które czujemy praktycznie non stop, po kilku godzinach należałoby skropić się nimi ponownie. I chociaż niektórzy mogą zaliczyć tę właściwość do wad, dla mnie nie jest przeszkodą, bowiem te wiosenne perfumy właśnie takie powinny być - lekkie, ledwo wyczuwalne niczym wiosenny wietrzyk.



Doskonałym dopełnieniem tegoż zapachu będzie body lotion, który otrzymałam w zestawie z flakonem perfum. Lotion nie daje zbyt dużego nawilżenia, dla mnie jest jedynie bazą, którą otulam swoje ciało przygotowując je na skropienie perfumami. Warto nadmienić, że kosmetyk nie podrażnił mojej skóry, nie przesuszył jej i nie wywołał alergii. Niestety moim zdaniem w zapachu kosmetyku na pierwszy plan wybija się lekko kamforowy zapach, ale po chwili znika.

Jeśli jesteście zainteresowane kupnem My NY DKNY w Perfumy-Perfumeria, podaję link: TU.


Skusicie się na zapachową podróż do Nowego Yorku? :)


PS. Kochane, jak pewnie zauważyłyście, od pewnego czasu jest mnie tu oraz na Waszych blogach jeszcze mniej niż wcześniej. Spowodowane jest to zmianami w moim życiu oraz tym, że przygotowuję się do poczynienia ważnych, zawodowych kroków. Trzymajcie za mnie kciuki! W drugiej połowie czerwca lub w lipcu powinno mnie już być tu więcej :) Mam jednak zobowiązania blogowe, które muszę wypełnić, więc całkowicie nie znikam z bloga :) Buziaki!


Viewing all 224 articles
Browse latest View live